Ale nowina...

2006-12-21 12:31

Mówi satyryk: żeby zakazać robienia kariery przez łóżko, trzeba by zamknąć telewizję i zakazać robinia filmów.

Mówi reżyser: przyjeżdżają zaproszone na casting, a nawet do czekającej już roli i dziwią się, że ja nie reflektuję na seksualną obsługę…

A ja pytam: kto je tego uczy?

Tak trudno było przewidzieć, że badanie DNA może wypaść nie po myśli? Tak trudno przewidzieć, że podniosą się głosy, aby je powtórzyć w niezależnych od siebie laboratoriach?

I że jeszcze paru pożal się Boże „amantów” trzeba by poddać takim testom? One powinny być regułą z a n i m podniesie się tumult, a nasze „bożyszcza kobiet” dziwnie od nich stronią…

Czy to słuszne, że mówi się o jednej kobiecie, która jest szantażowana, że nie będzie miała czym nakarmić dzieci? A te dzieci, to skutek dzieworództwa czy egoizmu prymitywnych, nieodpowiedzialnych samców?

Od lat słucham o tym, czytam w setkach listów, i patrzę na to w tzw. „środowisku”. I nie od dziś rządzący, wybierani także przecież przez kobiety, potrafią powiedzieć: „nie, bo jest np. za młoda (albo za stara) i jest kobietą”. Kilkadziesiąt lat temu sama też usłyszałam: „Nie, dopiero jak się postarzeje i zbrzydnie”. Co nie przeszkodziło szowiniście wystartować wkrótce w roli amanta… Czy mam dodawać, że był to falstart? Przecież za coś otrzymałam etykietę „ona się stawia”… Jest używana do dziś. Jak stempel.

Szanowne Panie, stawiające pod pręgierz jedną, o której krzyczą media, nie pomyślały, jak w świetle afer „praca za seks” jawić się mogą  i c h  „kariery”? W radach, gremiach, klubach, biurach, dyrekcjach, sekretariatach, ławach?

Może więc nie te kobiety piętnować, które są szantażowane, ale tych mężczyzn, którzy szantażują, niezależnie od wyników badań DNA? Nie musieliby szantażować, Nawet nie musieliby gwałcić, gdyby umieli namówić. Nawet tego nie potrafią, ale wszystko im się należy.

Może by w końcu powiedzieć głośno, że nie o jedną kobietę chodzi i nie o pojedynczy przypadek. Jak kraj długi i szeroki, a drabina społeczna wysoka, jest to od zawsze praktyką, obyczajem, zwyczajem. Męskim egoizmem i samczą pogardą dla kobiet, czego małe samczyki uczą się już w domach.

Nie każda potrafi się postawić, większość nie może sobie pozwolić na cenę, jaką za to przyjdzie płacić. Długo.

*   *   *

 

Nasz język obcy


Język jak wiadomo twór żywy, ma prawo się rozwijać, tylko dlaczego za jego rozwój biorą się ci, którzy go nie znają? Którzy połowy słów i określeń w prasie, w telewizji i radiu nie rozumieją? A skoro nie rozumieją, nadają im takie znaczenie, jakie przyjdzie im do głowy? Albo z obcego języka przekalkowują znaczenie, którego też nie znają?

Słownik Wyrazów Obcych: MOLESTOWAĆ, po łacinie MOLESTO, znaczy: nudzić ciągłymi prośbami, naprzykrzać się. I tyle.

To co Amerykanie nazwali „molestowaniem”, w polskim języku ma dwa określenia. Stopniujące: NAPASTOWANIE SEKSUALNE, co oznacza propozycje, nagabywanie oraz WYKORZYSTYWANIE SEKSUALNE, co jest już działaniem. Jedno i drugie jest karalne. Szkoda, że nie może być karalne zaśmiecanie i plątanie polskiego języka, zwłaszcza publiczne.

*   *   *


Kto nie lubi Saskiej Kępy?


Trudno zrozumieć, dlaczego ilekroć pisze się o Saskiej Kępie, która od lat (nie lubił jej Władysław Gomułka) wegetuje jak niedawna Litwa przy niedawnym Związku Radzieckim, troskę kolejnych Państwa Radnych ogranicza się tylko do ulicy Francuskiej, tzn. od Ronda Waszyngtona do Zwycięzców. Dalej jest także Saska Kępa i prosto, w jednej linii z Francuską: Plac Przymierza (który już nie jest placem) do Meksykańskiej, Paryska do Brukselskiej i Brukselska do Ateńskiej, która w stosunku do tej prostej linii jest poprzeczną.

To nawet krócej niż cała Francuska, a razem tworzą to, co tak lubią nasi „amerykaniści”: Main Street Saskiej Kępy.

Dlaczego właśnie ten odcinek ma być zaniedbany? Przecież na nim Państwo Radni nabywają mieszkania i dla siebie na raty, w dziesięciopiętrowcach (w willowej dzielnicy, na budowę których wydają zezwolenia*) a niektórzy nieostrożnie nie kryją apetytu na istniejące od lat domki, albo na miejsca po nich… Władza, jak to władza – ma instrumenty, a w poniektórych nawet instynkt walki klasowej jeszcze płonie. „To wszystko jest moje” – mówi. – „Ja was stamtąd wykurzę” - mówi…

Na Saskiej Kępie także wyonacza się pojęcia językowe: przydzielony jeszcze do Francuskiej, funkcjonuje pewien ansztalt gastronomiczny. W pewnej gazecie, w każdej zamieszczanej o nim wzmiance, pojawia się określenie: „kultowy”. Słownik Wyrazów obcych: KULTOWY – związany z kultem, oddawaniem czci bóstwu, z religią, wyznaniem, religijny, obrzędowy.

Ten ansztalt wraz z klientelą, otoczeniem, wnętrzem widzianym z ulicy, z tymi określeniami tyle ma wspólnego co Saska Kępa z Pragą Południe, mniej więcej.

*   *   *


* Niestety, niedobre proroctwa sprawdzają się szybciej: już zaczęły się podchody pod domy, domki na działkach, wzdłuż nieparzystej strony Brukselskiej: „może by można Państwa wykupić, działki połączyć?” i… co wybudować? Na podstawie zezwolenia na 3 – 4 piętra apartamentowce od 6 – ciu do 10-ciu pięter!

Jak ta Saska Kępa wciąż drażni…

Szczęśliwych Świąt Bożego Narodzenia życzę wszystkim
I.D.

środa, 06 grudnia 2006

A kogo mają wskazywać?


Panią Kurzpietowską z trzeciej klatki? Wskazują nas, bo nas zna publiczność, bo trzeba odstrzelić starych dziennikarzy: za dużo wiemy, za wiele pamiętamy, za dobrze kojarzymy, za wiele umiemy, a warsztatowo i intelektualnie wciąż jesteśmy lepsi od młodzieżowych bojówkarzy. Trzeba nam odebrać prawo wykonywania zawodu, abyśmy przestali być tak drażniącym tłem dla ich bezpardonowego parcia na szkło i po gwiazdowanie.

Ja miałam już przerwy w wykonywaniu zawodu: przed, w trakcie i po stanie wojennym (marzec 1981 – październik 1983), którą zafundowałam sobie sama, a potem, kiedy wyrzuciła mnie z telewizji Terentiewa – 10 lat z okładem (wrzesień 1991 – maj 2002), kiedy obowiązywał wobec mnie nieformalny, ale jednak zakaz pracy zawodowej. A przecież nigdy nie miałam tzw. stanowiska, miałam pozycję zawodową… I o to szło wtedy, i o to idzie dzisiaj. W sumie pauzowanie trwało 12 i pół roku. Teraz ma się zacząć od nowa? Może to już dożywocie?

Dziennikarstwo nie jest tylko pracą, jest zawodem. To z pracy idzie się na emeryturę i znika z powierzchni życia. W zawodzie emerytura jest tylko umocowaniem socjalnym, a zawód uprawia się, dopóki chodzi głowa i dopisuje zdrowie. Walter Cronkite, nestor amerykańskiego dziennikarstwa telewizyjnego, po 81 roku życia wydostał się wreszcie na emeryturę, a i to przynajmniej raz w tygodniu  m u s i  komentować aktualne wydarzenia. I tego „sędziwego” chce słuchać cała Ameryka? Nie do przyjęcia dla „młodzieżówki”…. Naszej.

Jeśli paniom Gargas i Kani, które na fali „moralnej odnowy” wcisnęły się do telewizji publicznej wydaje się, że po zlinczowaniu mnie, same zostaną Irenami Dziedzic, mogę je życzliwie przestrzec: „Lasciate ogni speranza, voi ch’entrate” (a kogo to, kogo zacytowałam?). Od 26 lat różne damy ogłaszają, że właśnie zaczynają prowadzić „Tele-Echo”. No i co? Może do tego potrzeba czegoś więcej, niż tylko parcia na szkło i właściwego poparcia? Nawiasem mówiąc, w środowisku nic nie wiadomo o tym, aby właśnie tych pań telewizja publiczna z samozaparciem poszukiwała.
Skoro już jesteśmy przy nawiasie: może zechcą państwo zauważyć drobną, ale znamienną manipulację: paniom latającym w powietrzu z wędliną, ich progeniturze, należy się tytuł: dziennikarka, dziennikarz telewizyjny, prawda? Ja – mogę być określana tylko jako „prezenterka telewizyjna”. Wobec mnie takie określenia jak redaktorka, publicystka, komentatorka, felietonistka (ostatnie 4 lata w Polskim Radio I), nie przejdą przez gardło, nie spłyną spod palców na klawiaturę. Czyżby to był sposób na głaskanie wątlutkich męskich ego?

„Pani Dziedzic” – to może być sąsiadka z klatki albo osoba u której państwo kupują ser. Mnie wystarczy, bo zapracowałam, bo mi się należy „redaktor Dziedzic”. Może być bez imienia, nie kwapię się do przechodzenia z kimkolwiek na „ty”.

PS I. W sprawie „skały tarpejskiej” z poprzedniego odcinka, pytają państwo, co to miało znaczyć. Proste: tak jak z tej skały zrzucano skazańców, tak obchodzono się również ze starcami. Widocznie z właściwego źródła wyszło odpowiednie hasło – przy pomocy moralnego linczu unicestwić, usunąć z życia dziennikarskich seniorów, sprawnych i zdrowych.

Pozdrawiam, wkrótce c.d.n.


*   *   *


PS II. Odpowiedź Panu Mateuszowi Sosnowskiemu, „Dziennik Polska – Europa – Świat”, wyd. AXEL SPRINGER POLSKA: Jestem pod wrażeniem Pańskiej propozycji, ale sorry, nie mogę być nią zainteresowana. Po „Newsweek” – owym haśle do linczu z 5 czerwca br. (autor Karnowski, naczelny Wróblewski), nie mogę ryzykować kontaktów z ludźmi z Axel Springer Polska, bo byłoby to dla mnie tyleż niehonorowe co niebezpieczne.


piątek, 01 grudnia 2006

Oświadczenie Ireny Dziedzic z 1 grudnia 2006 r.


Skała Tarpejska działa. Wszystkie chwyty dozwolone, zwłaszcza ostatnio używane. Mnie jednej, ze wszystkich oskarżanych dziennikarzy odmówiono emisji felietonu w radiowej Jedynce, w którym odnosiłam się do rewelacji „Newsweeka” z 5 czerwca br., współautorstwa jednego z panów Karnowskich (pt.: "Uprzejmie nadaję"), pod patronatem pana Wróblewskiego (obaj od 1 października w „Newsweeku” już nie pracują).
Zdjęto felieton i w trakcie obowiązywania umowy natychmiast wyrzucono z radia. Takich szybkich wykonawców ma radio, bo cóż może wiedzieć to pokolenie, oprócz tego, że opłaca się być wynajętym.

Wszyscy pozostali mogą się bronić i bronią na łamach albo antenach, w których działają. Ale też ja jedna mam argument, w zaistniałym kontekście brzmiący dość humorystycznie: otóż mnie nigdy nikt nawet nie próbował werbować. To przez lata był znak zapytania, ale też i po latach znalazłam odpowiedź. Co było i jest do udowodnienia, ale przed odpowiednią instancją. A młyny sprawiedliwości, jak wiadomo działają powoli. Prawa także.

Irena Dziedzic © 2010 All rights reserved.

Załóż własną stronę internetową za darmoWebnode